wtorek, 31 grudnia 2013

Trendy kulinarne na 2014



To już niedługo: za chwilę, budząc się po sylwestrowej imprezie poczujecie wilczy głód. Zaczniecie szukać. I zdacie sobie sprawę z tego, że sorry, ale to już nowy rok i nie można chyba jeść tego, co w 2013...?

Oczywiście, że kpię. Warto jednak zwrócić uwagę, że trendy żywieniowe zajmują coraz więcej miejsca w mediach. To samo wystarczy za sygnał: jedzenie jest modne i ważne. I takie też będzie w 2014.
Co do konkretów: nie wiem kiedy przeczytałam pierwsze przepowiednie na 2014 - w czerwcu? No właśnie... W międzyczasie pewnie zdążyły one zaprojektować parę menu, zainspirować parę osób do założenia restauracji a parę do zmiany nawyków żywieniowych. Te, które powtarza się - głownie jednak w amerykańskich mediach - nadal w grudniu wcale nie są takie głupie. Wybiorę dla Was te, które mają szansę zaszczepić się na naszym gruncie omijając mody na ice-cream sandwiches...

The first rule of Fight Club is: You do not talk about Fight Club. W tym sezonie w kulinariach pierwszą zasadą jest "nawet nie myśl o czymś co nie zostało wyprodukowane lokalnie". Ten trend zyskuje na sile wraz z czasem: jak mieszkasz w Małkini to nie układaj swojego menu z brazylijskich dóbr - ta zasada makrobiotyczna ma wiele sensu nie tylko zdrowotnie, lecz np. napędza lokalna gospodarkę. Rozmawiałam o tym z Anthonym Bourdainem, powiedział "Polacy są najlepsi w polskich rzeczach:znajdźcie je, doceńcie, potem będzie można się nimi dzielić z innymi". Znajdźcie choćby na Trzy Znaki Smaku w czym jesteśmy NAPRAWDĘ dobrzy. Znajdźcie swojego piekarza, rzeźnika, rolnika. Dowiedzcie się skąd jest wasze jedzenie i kto je wyprodukował: zmienicie przy okazji siatkę społecznych relacji.

Do tego pasuje mi wybitnie mój ulubiony trend, który Amerykanie nazywają "old is new again" czyli że stare jest nowe. Hello! It's vintage! - jak krzyczy mój ulubiony Mikołaj z filmiku o hipsterskich świętach. Lokalne, tradycyjne, wykonane ludzkimi rękami a nie maszyną - oczywiście. Ale do łask wróciły już dawno domowe przetwory, ludzie zabierają się za robienie swoich serów i warzenie własnego piwa, a za chwilę - tak jak w Stanach (a podobno dzieje się tak i w Polsce) zabierzemy się za domowe wędliny. Do tego coś co szczególnie lubię: przekopywanie się przez babcine i prababcine przepisy, szukanie smaków dzieciństwa - również w stuningowanych comfort foodach. Poświęcamy więcej czasu, by z przepisu mamy zrobić coś na święta czy urodziny, lub zwykły obiad ze znajomymi, uczymy się, ze jedzenie to tożsamość, historia i medytacja. Oraz przyjemność - również researchu, np na Polonie, zakupów i przyrządzania.

W tym roku zaczęła się już jazda na rzeczy bez glutenu  (przy okazji wszyscy powtarzamy cytat z Maćka Nowaka "Tak jak w XIX wieku każda szanująca się damessa cierpieć musiała na migrenę, tak dziś nie wypada pokazywać się na mieście bez celiakii.") - parę znajomych osób, których wcześniej można by zaliczyć - jak to nazywa pięknie Ola Lazar - do breadarian, czyli wyznawców chlebaniespodziewanie znalazło w sobie tę alergię. Plaga jest o tyle dobra, że doprowadza do poszukiwań: Amerykanie odkrywają kasze, a my - za weganami - zaczynamy się interesować quinoą, czerwonym czy czarnym ryżem albo płaskurką - ta, jak mi własnie powiedział Krakowski Makaroniarz ma oczywiście gluten...

Inne? Zdrowe posiłki dla dzieci - fajne, choć jak się obserwuje awantury o szkolne obiady robi się smutno, nawet jeśli pomyśli się najpierw o Szkole na widelcu. Nie dla nas jeszcze warzywne bento boxy dla dzieciaków od Jamiego Olivera...Ale może?

"Od nosa do ogona" ale nie w odniesieniu do zwierząt i ich mięsa, lecz - metaforycznie - również do warzyw. Tak, jak decydujemy się na zużycie całego zwierzęcia ( nadal nie mogę się pozbierać po tym, jak obejrzałam Anthony Bourdaina jedzącego CAŁĄ fokę, polecam tez jego opisy marokańskich uczt czy portugalskiego świniobicia ze "Świata od kuchni") jedząc i flaki i jądra i ozór, tak powinniśmy doceniać również te części warzyw, których do tej pory nie docenialiśmy. Nie szukając daleko: Marta Gessler proponuje chipsy z ..obierek. Jabłka czy ziemniaka. Które są pyszne.

W Polsce pojawi się też w przyszłym roku coraz więcej "obrandowanych" przedsiębiorstw rolnych czy rodzinnych firm - już widać ten trend. Nie tylko "Mleczna Droga" czy "Wiatrowy sad", swoją markę - pewnie z odpowiednim, często hipsterskim logo zapragnie mieć coraz więcej osób, które są dumne ze swojej małej manufaktury i chcą się tą dumą i jej owocami podzielić z innymi.

Czy będziemy wcinać jarmuż? Czy dojdzie do nas koreańska kuchnia? Czy szefowie z Top Chefa nareszcie zaprezentują jakiś poziom i przestaną kląć na potęgę? Dowiemy się wkrótce. Ja mam do was jedną, tradycyjną prośbę: jeśli jedzenie, które zamówiliście w restauracji wam nie smakuje: zwróćcie na to uwagę, nie płaćcie za nie, domagajcie się rekompensaty. Wymagajcie i karmcie się lepszym - jest szansa, że wam następnym razem, albo następnym klientom podadzą danie już o ociupinę lepsze.

Najpyszniejsze życzenia na 2014 rok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz