wtorek, 14 stycznia 2014

Historia zdjęcia z jajkiem

Przepytane przez Izę Szymańską blogerki - Basia Starecka, Magda Genzwill i ja - wieszczymy dla stołecznej Wyborczej trendy (wypowiadam tam już kultowe wśród znajomych zdanie "Kto boi się jedzenia, boi się życia", he he). Przy okazji mogłam spełnić swoje wielkie marzenie: zrobić sobie zdjęcie w Barze Lotos, z tatarem, wódką i w futrze. Zielonym.



Znacie Lotos? Mnie zabrała tam Ania T. opowiadając cudowne historie o wyżywających się tam na dancingach wilczkach z palestry, spuszczających adrenalinę za pomocą spuszczania wpierdolu stałym bywalcom potańcówek: jeśli rekrutują się oni z lokalesów z okolicy, musi to być niezła jatka.

Lotos ma atmosferę i bogatą historię: przeczytacie ją na gazetce okolicznościowej wiszącej na ścianie przy szatni. Na stronie internetowej Lotosu znajdziecie z kolei parę kartek z literatury i komiksu, gdzie Lotos się pojawia. To Lotos starają się udawać z resztą wszystkie restauracje żerujące na nostalgii za PRLem, tyle, ze w Lotosie ta nostalgia i ten PRL wżarte są w ściany.



O mały włos zdjęcie, które robił Jacek Marczewski, fotograf, który jako jedyny zrobił ujęcie ostatniej w Polsce celi śmierci - wyglądałoby inaczej. Jacek wymyślił sobie bowiem, że na focie muszę obejmować czule półtuszkę. W przeddzień Wigilii w ogromnym korku, gadając o życiu, pojechaliśmy więc pod Halę Mirowską do znanej wszystkim Pani Ani, która podobno - jak donosił jej mąż - martwego świniaka miała mieć. "Zwariował pan? Świniaka przez Świętami? Karpia może?" usłyszeliśmy na miejscu. Rozpoczęło się więc szalone wydzwanianie w poszukiwaniu "choćby" świńskiego łba (wtedy dzwoni się do Aleksa Barona, jakby ktoś nie wiedział, a on mówi "zobaczę czy mam jeszcze w zamrażarce" jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie), ze względu na rybi czas - zakończyło się fiaskiem. I na szczęście: to w taki sposób mogłam pójśc sobie na poświąteczne jajko w majonezie, tatarka i wódeczkie do Lotosu. Co wszystkim gorąco polecam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz