To już niedługo: za chwilę, budząc się po sylwestrowej imprezie poczujecie wilczy głód. Zaczniecie szukać. I zdacie sobie sprawę z tego, że sorry, ale to już nowy rok i nie można chyba jeść tego, co w 2013...?
Oczywiście, że kpię. Warto jednak zwrócić uwagę, że trendy żywieniowe zajmują coraz więcej miejsca w mediach. To samo wystarczy za sygnał: jedzenie jest modne i ważne. I takie też będzie w 2014.
Co do konkretów: nie wiem kiedy przeczytałam pierwsze przepowiednie na 2014 - w czerwcu? No właśnie... W międzyczasie pewnie zdążyły one zaprojektować parę menu, zainspirować parę osób do założenia restauracji a parę do zmiany nawyków żywieniowych. Te, które powtarza się - głownie jednak w amerykańskich mediach - nadal w grudniu wcale nie są takie głupie. Wybiorę dla Was te, które mają szansę zaszczepić się na naszym gruncie omijając mody na ice-cream sandwiches...
The first rule of Fight Club is: You do not talk about Fight Club. W tym sezonie w kulinariach pierwszą zasadą jest "nawet nie myśl o czymś co nie zostało wyprodukowane lokalnie". Ten trend zyskuje na sile wraz z czasem: jak mieszkasz w Małkini to nie układaj swojego menu z brazylijskich dóbr - ta zasada makrobiotyczna ma wiele sensu nie tylko zdrowotnie, lecz np. napędza lokalna gospodarkę. Rozmawiałam o tym z Anthonym Bourdainem, powiedział "Polacy są najlepsi w polskich rzeczach:znajdźcie je, doceńcie, potem będzie można się nimi dzielić z innymi". Znajdźcie choćby na Trzy Znaki Smaku w czym jesteśmy NAPRAWDĘ dobrzy. Znajdźcie swojego piekarza, rzeźnika, rolnika. Dowiedzcie się skąd jest wasze jedzenie i kto je wyprodukował: zmienicie przy okazji siatkę społecznych relacji.
Do tego pasuje mi wybitnie mój ulubiony trend, który Amerykanie nazywają "old is new again" czyli że stare jest nowe. Hello! It's vintage! - jak krzyczy mój ulubiony Mikołaj z filmiku o hipsterskich świętach. Lokalne, tradycyjne, wykonane ludzkimi rękami a nie maszyną - oczywiście. Ale do łask wróciły już dawno domowe przetwory, ludzie zabierają się za robienie swoich serów i warzenie własnego piwa, a za chwilę - tak jak w Stanach (a podobno dzieje się tak i w Polsce) zabierzemy się za domowe wędliny. Do tego coś co szczególnie lubię: przekopywanie się przez babcine i prababcine przepisy, szukanie smaków dzieciństwa - również w stuningowanych comfort foodach. Poświęcamy więcej czasu, by z przepisu mamy zrobić coś na święta czy urodziny, lub zwykły obiad ze znajomymi, uczymy się, ze jedzenie to tożsamość, historia i medytacja. Oraz przyjemność - również researchu, np na Polonie, zakupów i przyrządzania.
W tym roku zaczęła się już jazda na rzeczy bez glutenu (przy okazji wszyscy powtarzamy cytat z Maćka Nowaka "Tak jak w XIX wieku każda szanująca się damessa cierpieć musiała na migrenę, tak dziś nie wypada pokazywać się na mieście bez celiakii.") - parę znajomych osób, których wcześniej można by zaliczyć - jak to nazywa pięknie Ola Lazar - do breadarian, czyli wyznawców chleba, niespodziewanie znalazło w sobie tę alergię. Plaga jest o tyle dobra, że doprowadza do poszukiwań: Amerykanie odkrywają kasze, a my - za weganami - zaczynamy się interesować quinoą, czerwonym czy czarnym ryżem albo płaskurką - ta, jak mi własnie powiedział Krakowski Makaroniarz ma oczywiście gluten...
Inne? Zdrowe posiłki dla dzieci - fajne, choć jak się obserwuje awantury o szkolne obiady robi się smutno, nawet jeśli pomyśli się najpierw o Szkole na widelcu. Nie dla nas jeszcze warzywne bento boxy dla dzieciaków od Jamiego Olivera...Ale może?
"Od nosa do ogona" ale nie w odniesieniu do zwierząt i ich mięsa, lecz - metaforycznie - również do warzyw. Tak, jak decydujemy się na zużycie całego zwierzęcia ( nadal nie mogę się pozbierać po tym, jak obejrzałam Anthony Bourdaina jedzącego CAŁĄ fokę, polecam tez jego opisy marokańskich uczt czy portugalskiego świniobicia ze "Świata od kuchni") jedząc i flaki i jądra i ozór, tak powinniśmy doceniać również te części warzyw, których do tej pory nie docenialiśmy. Nie szukając daleko: Marta Gessler proponuje chipsy z ..obierek. Jabłka czy ziemniaka. Które są pyszne.
W Polsce pojawi się też w przyszłym roku coraz więcej "obrandowanych" przedsiębiorstw rolnych czy rodzinnych firm - już widać ten trend. Nie tylko "Mleczna Droga" czy "Wiatrowy sad", swoją markę - pewnie z odpowiednim, często hipsterskim logo zapragnie mieć coraz więcej osób, które są dumne ze swojej małej manufaktury i chcą się tą dumą i jej owocami podzielić z innymi.
Czy będziemy wcinać jarmuż? Czy dojdzie do nas koreańska kuchnia? Czy szefowie z Top Chefa nareszcie zaprezentują jakiś poziom i przestaną kląć na potęgę? Dowiemy się wkrótce. Ja mam do was jedną, tradycyjną prośbę: jeśli jedzenie, które zamówiliście w restauracji wam nie smakuje: zwróćcie na to uwagę, nie płaćcie za nie, domagajcie się rekompensaty. Wymagajcie i karmcie się lepszym - jest szansa, że wam następnym razem, albo następnym klientom podadzą danie już o ociupinę lepsze.
Najpyszniejsze życzenia na 2014 rok!


.jpg)
.jpg)
.jpg)

.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)










